Podobno się sprzedałaś.
Ewelina Lisowska: - Nie czuję, żebym się w jakikolwiek sposób sprzedała. Robię tak naprawdę to, na co mam ochotę. Oczywiście, jestem też osobą racjonalnie myślącą i wiem, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. Zaakceptowałam pewne reguły, które panują na rynku muzycznym, ale w tym wszystkim pozostaję sobą. Moja najnowsza płyta jest tego dowodem, bo zrobiłam ją totalnie po swojemu.
Mówisz o regułach panujących w show-biznesie - czy po drodze były kompromisy, na które musiałaś się godzić, żeby móc działać?
- Na początku na pewno. Z pierwszego singla nie do końca byłam zadowolona, nie byłam przekonana, żeby z nim wystartować.
Masz na myśli "Nieodporny rozum"?
- Tak. Miałam wiele wątpliwości, czy to się w ogóle przyjmie. Okazało się, że kawałek odniósł wielki komercyjny sukces, więc nie żałuję, że stało się tak, jak się stało. Aczkolwiek moje późniejsze działania były jednak bliższe mojemu sercu.
|
Ostra, rockująca dziewczyna, obcisły kostium, na albumie piosenka pod tytułem "Cała płonę"... Przed porównaniami z Dodą to ty już nie uciekniesz.
- Nie sądzę, żebym miała wiele wspólnego z Dodą, jestem zupełnie inną osobą. Poza tym, że w klipie "Jutra nie będzie" wyglądam tak a nie inaczej... W teledysku jestem aktorką, której towarzyszy określona stylizacja. Nie trzymam się określonej ramy, lubię eksperymentować zarówno w muzyce, jak i z modą. Następnym razem będę zupełnie kimś innym i mam nadzieję, że uda mi się wszystkich nieraz jeszcze zaskoczyć.
Czy możesz powiedzieć, że z albumu "Aero-Plan" jesteś dumna?
- Jestem zadowolona, jak najbardziej. Zrobiłam na nim to, co chciałam zrobić. Wydałam płytę rockową z elementami popowymi, czy nawet electro. Tak też jest w moim życiu - słucham muzyki rockowej, ale i wokalistów popowych.
Czy w swoich wyobrażeniach na temat własnej kariery przewidywałaś, że to się wszystko tak potoczy?
- Nie spodziewałam się tego. Wiadomo przecież, że nie każdy, kto idzie do talent show, osiąga sukces. Mnie się akurat udało i była to na pewno kwestia dużego szczęścia, ale i tego, że po programie wzięłam się ostro do roboty. Nie czekałam, aż coś mi spadnie z nieba, tylko sama zaczęłam robić to wszystko. Miałam o tyle łatwiej, że sama piszę muzykę, więc nie byłam zdana na nikogo.
A kiedy zdałaś sobie sprawę, że się udało?
- Nawet w tym momencie nie czuję, żeby mi się udało. To czas tak naprawdę zweryfikuje. Jeśli utrzymam się na rynku dłużej, to wtedy będę mogła powiedzieć, że mi się udało. Na razie dobrze rokuję.
Wszyscy ci teraz wyliczają, ile tych milionów na You Tube już jest.
- Na trochę ich jest (śmiech). Ale liczba wyświetleń to nie wszystko. Weekend też ma miliony i nic z tego tak naprawdę nie wynika. Dziś jest Weekend, a jutro go może nie być, bo się znudzi. I będzie nowa gwiazda. Podchodzę do tego z dystansem. Jest fajnie, bo teraz się udaje, ale cały czas pracuję i staram się być coraz lepsza.
Czyli wychodzisz z założenia, że nic pewnego?
- Byłabym naiwna, gdybym uważała, że dotknęłam nieba. Równie dobrze coś może pójść nie tak i moja kariera się skończy.
Czy po "X Factorze" pojawiły się wokół ciebie sępy, które chciały na tobie zarobić albo w jakiś sposób cię wykorzystać?
- Na pewno. Miałam takiego jednego menedżera, który mnie wyprowadził w pole.
Na czym to polegało?
- Był nie do końca szczery, nie do końca uczciwy, a już na pewno nie znał się na tym, co robi. To była taka mieszanka wybuchowa (śmiech). Zdecydowałam się zakończyć z nim współpracę.
Na wielu ludziach w ten sposób się zawiodłaś?
- Nie, dlatego że ja z natury nie ufam ludziom. To była jedyna taka osoba, której akurat zaufałam, uważałam go za kumpla, przyjaźniliśmy się, jak sądziłam. Dałam mu się zbliżyć. Po tej sytuacji stałam się bardzo czujna. Osoby z mojego otoczenia są teraz dobrze przesegregowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz